a wiec minal tydzien w Kiwilandii, ja wciaz bez pracy, stan finansow 64 NZD , nie jet zle ponad 30 bochenkow chleba, jutro chyba oglosze bankructwo i zaczne pozyczac kase,
kilka spraw sie nazbieralo na dzisiaj, kolega z Niemiec wybral sie na wycieczke i samochod mu sie wysypal, takze dzis bede mu go pomagal albo naprawic albo sprzedac jak na razie ma jedna oferte 100 $ za Nissana Prerie, ja tez musze sie ogarnac mam kilkanascie namiarow na prace sezonowa i 3 interviews, rano uderzamy z Dave'm do lombardu gdzie on sprzedaje kilka rzeczy, ktore wozil w aucie, a mi udaje sie lunac tel z OZ za 40 $ mimo ze ma sima nie sciagnietego, a najciekawsze jest to ze przy targowaniu , kupowaniu i sprzedawaniu wytworzyla sie tak przyjemna atmosfera i ogolne rozluznienie ze z lomardu wychodze z telefonem w kieszeni , gdy wracam chlopcy zza lady dziekuja i wracaja do palenia( chyba NZ blizej do Jamajki niz OZ ;-)))),
gsy wracamy do hostelu David finalizuje sprzedaz samochodu do G. prawnika z namiotu a ja wykonuje kolejne telefony z ogloszen w sobotniej gazecie,
szybko cos z tego wychodzi i az sie sam dziwie ze dostalem prace po 2 minutach rozmowy jak kucharz gdzies na Zachodnim Wybrzezu (WestCoast - Westland) takze radosc sporo ,
laska pozniej oddzwania upewnia sie czy napewno jako Polak moge tu pracowac na legalu - jest z Anglii takze bardziej swiadoma o sytuacji ludzi z naszej czesci Europy na miedzynarodowym rynku pracy, wysylam jej ladne CV i list motywacyjny,
wieczorkiem male party i z rana Matt z G. wywyoza mnie na wylotowke - hurrraaaa- pierwszy stop w Kiwilandii sie zaczyna