we wtorek s ie ogarniam lekko po podrozy i ruszam na miasto w poszukiwaniu dolarow w zamian za prace moich miesni badz neuronow,
zaczynam od banku, skarbowki i znajduje miejsce gdzia zaaplikowalem jeszcze z Australii( nie chca mnie szuje jednak) troche lazimy po miescie, ladnie tu i czysto i jesiennie kolorowo, dobry vibe, chodz wiktorianska architektura chyba lekko przenika w mieszkancow Chch gdyz czuc ze vibe nie jest taki luzacki jak w OZ , a moze to kwestia klimatu , poczekam moze do oceny Kiwi ludzi do wyjazdy z tego kraju,
wieczorem uderzamy na scianke z Daviderm i jest zajebiscie, zdecydowanie latwiej niz myslalem, ale nie powiem ze mocniejszy biceps by sie przydal,
wieczorem pijemy browary i palimy spliff z chlopakami z Anglii i Walii, obietnice Kiwi ganj,y okazaly sie prawdziwe w delektujemy sie fajnym natruralnym krzakiem ( zwanym tutaj 'bush' w przeciwienstwie do skuna na ktory mowia ' hydro'
przyzwyczailem sie juz do namiotu , to jest jednak zimniej niz w OZ , ponoc jeden Holender przetrwal tu wiekszosc zeszlej zimy rowniez w namiocie,
jutro ruszam do agencji, ktorych niecierpie ale niestteyt w gazetach malo ogloszen, na ulicy tez nie widac wielkiego popytu na tania wschodnio europejska sile rocbocza , takze zostaja mi agencje i net, jedyny problem to ze musialem wylozyc kolejne 50 baksoew na komorke bo ta z OZ nie chula, takze kasa topnieje w oczach, powoli sie zastanawiam jak tu ja zorganizowac gdy praca sie nie znajdzie, pomyslow jest kilka ale jeszce chwile po walcze na ciezkim rynku pracy