Białe urocze miasteczko nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego znacznie różni się od pozostałych aglomeracji Maroka. Kamienne dróżki wiodą nas od hotelu do hotelu. Jednak w tych tańszych brak już miejsc noclegowych a droższe – luksusowe znacznie przekraczają nasze oczekiwania i możliwości finansowe. Doświadczeni przez wcześniejsze wydarzenia wiemy, że prędzej czy później ktoś przybiegnie do nas z pomocą więc pełni spokoju rozglądamy się po okolicy. I tak też się dzieje - młody mężczyzna proponuje nam nocleg w mieszkaniu swojej siostry. Nie mamy za dużo możliwości toteż decydujemy się na apartament (100 Dr/pokój) w centrum medyny. Młoda właścicielka – Tamaou, mieszkająca wraz z rodzicami pod wspólnym dachem, cały czas dbała o to abyśmy czuli się swobodnie, obdarzając nas zaufaniem a my mieliśmy okazje zaobserwować codzienne życie Marokańczyków. Pewnego wieczoru zostaliśmy zaproszeni na wspólną kolacje - prócz domowej hariry, na stole pojawił się miód z oliwą z oliwek, masa orzechowa, suszone owoce, bagietki, słodkie ciasta ze słodką herbatą. W Essaouri ponownie spotkaliśmy znajome polskie twarze i większość czasu spędziliśmy wspólnie plażując nad oceanem, choć pogoda zbytnio do tego nie zachęcała. Na kąpiel było stanowczo za chłodno (woda lodowata) a na plażowanie za wietrznie. Pomimo to przyjemnie było leżeć na piasku, dzielić się przeżyciami, obserwować jak fale rozbijają się o brzeg a wielbłądy wzbudzają emocje u przybyszy (chyba ich rola ograniczyła się już tylko do bycia atrakcją turystyczną „europejskiej Afryki”). Ponadto zwiedzamy - stary port u wejścia, którego rybacy sprzedają wszelkiego rodzaju ryby, owoce morza i kraby a za którego bramą jest przystań niebieskich łodzi, statków i kutrów. Kosztujemy smażonych sardynek i kalmarów oraz wypożyczamy rowery, aby dotrzeć do ruin twierdzy, która dzięki przypływowi pojawiła się na horyzoncie. Ta wyprawa była prawdziwą walką z żywiołem. Z wiatrem nawet nie trzeba było pedałować, morska bryza z wielką siłą pchała rower do przodu. Znacznie gorzej było wrócić, gdy piasek szczypał w oczy a tempo poruszania się było znikome. Pod wiatr podobnie jak pod górę –ciężko, toteż zmuszeni zostaliśmy do zejścia z siodełek i prowadzenia roweru. Zmęczeni dotarliśmy na dworzec autobusowy, aby zakupić bilety na nocną podróż do Casablanki (100 Dr/osoba). Warto dodać, że Essaouria jest miasteczkiem artystów, którzy inwestują w zagospodarowanie miasta, tworząc tym samym jego niepowtarzalną atmosferę. Widać to na każdej uliczce, gdzie wystawiane są galerię obrazów oraz ekspozycje z drewna. UWAGA – w Essaouri kupcy nie lubią się targować !!!