a wiec tak ,
plaza jest plaza niby mieszkam pod lodowcwem ale Morzez Tasmanskie nie daleko,
takze zdarzylo sie ze wybralem sie tam dwa razy w ciagu kilku dni ,
po pierwsze, primo, pojawila sie u nas we wsi parka francusko-angielska w postaci Vincenta i Amandy co by pokazac swym znajomym z Francji nasz pikny lodowiec,
i po burzliwym staff party i porannym splifie udalismy sie na maly objazd ich wynajeta furka nad jeziorko i pozniej maly spacerek na punkt widokowy, i wypad do laguny na plazy, typowo "japonska" turystyka, coz chlopcy spieszyli sie na quady,
po drugie, primo, juz mialem wychodzic z knajpy(mej) i obczailem ziomka ktorego spotkalem na pierwszym koncercie we wsi od miesiecy, chlopak sympatyczny Maorys ze Stuart Island i co chwile dawal mi ziolo jak rozmawialismy ;-)))), takze witka, witka, co tam?, co tam/ noi i impra bo spotkanie trzeba oblac , zamykamy knajpe razem z puzonista i kolejnym trampem co ma zajawke jak pozostala dwojak na zbieranie jadeitu na plazach, tak czy inaczej udrzylismy do drugiego baru tam tylko take away takze ktos rzucil pomysl z plaza, postoj po drewno i cala noc na plazy przy ogniu jak widac na jednym zdjeciu warto bylo, a ze dzien poranny byl dzien wolnnym to kaca sie udalo przespac ;-)))